poniedziałek, 5 października 2015

Oszaleć z Miłości

Chyba warto coś opublikować, prawda? Dam wam więc na pierwszy ogień fanfik sprzed jakiegoś tygodnia, może trochę więcej. Mam jednak do niego sentyment, ponieważ niesamowicie się przyłożyłam i mam nadzieję, że choć trochę go polubicie ^^

 Podstawowe Informacje:
• Narracja pierwszoosobowa (jako G-dragon)
• Gatunek Horror, Fanfik
• Podgatunek Slash

 Szybka notka od autorki:
Yandere: Osoba na początku opowieści jest miła i przyjazna (często nieśmiała, niewinna), by po pewnym czasie zmienić się w osobę wrogą ze skłonnościami do chorób psychicznych. (Źrodło: Anime-wiki)

ZAPRASZAM DO OCENY I KOMENTOWANIA!

G-dragon od dawna czuję coś do swojego "kolegi" z zespołu: Choi'ego. Stara się po woli pielęgnować uczucie, by w końcu mu to wyjawić i czekać na to, co będzie. Jednak pewne zdarzenie powoduję, że świat lidera wywraca się do góry nogami, a sam chłopak ulega najgorszemu... 
______________________________________________________________

Ścisnąłem białą pościel w mojej lewej dłoni i leżąc na łóżku podniosłem powieki, które od razu zmrużyły się od nadmiaru światła wpadającego z niezasłoniętego okna. Pomrugałem nimi kilka razy. W końcu widoczność wróciła do normalności. Ziewnąłem mocno, po czym się przeciągnąłem. Gdy spojrzałem na wprost, moim oczom ukazał się plakat przybity do białych drzwi, który pochodził z mojego duetu z T.O.P, gdy razem tworzyliśmy teledysk do kawałka pod tytułem "Knock Out". Pamiętam, jak świetnie się wtedy bawiliśmy. Robiliśmy sobie zdjęcia, żartowaliśmy z tańca wymyślonego dla Choi'ego i efektów, jakie włożono w i tak już dziwaczne MV. No i rzecz jasna jeździliśmy cały czas na tych głupawych, czarnych wózkach wsadzonych na plan przez reżysera. Nagle zesztywniałem wryty myśląc, że na moim ulubionym posterze są jakieś nieładne smugi oszpecające całe zdjęcie, czego nigdy nie chciałem. Gdy zorientowałem się, że to tylko moja nieodgarnięta, długa grzywka przemieszana z zielenią, puknąłem się w czoło. Ranek faktycznie różnie działa na ludzi, ale to już jest lekka  przesada moim zdaniem.
Skręciłem ciało w prawą stronę i sięgnąłem ręką na drewnianą etażerkę po mały, szary budzik elektroniczny. Wskazywał małymi, zielonymi cyframi dziesiątą dwadzieścia.
"Dziwne"- pomyślałem sobie - "Myślałem, że wstanę wcześniej".
Wzruszyłem jednak tylko ramionami i znów ziewając mocno, po czym wstałem po woli i skierowałem się do drzwi. Nie mogłem się jednak opanować. To było silniejsze o de mnie i co każdy ranek mnie przerastało.
Więc jak co dzień uchyliłem je tylko i zerknąłem, czy nikogo nie ma w pobliżu. Dopiero potem, gdy nie ujrzałem Taeyanga, Daesunga, Seungiri'ego, ani tym bardziej JEGO na korytarzu, przymknąłem je z powrotem i ucałowałem drukowanego Choi'ego w czoło, rumieniąc się przy tym, jak durna nastolatka. Za każdym razem puls mi przyspieszał, bo bałem się, że ktoś przyłapię mnie na tej dziwacznej fanaberii. Ale większa część spadała na co innego. Już dobre półtora miesiąca T.O.P był dla mnie kimś stojącym znacznie wyżej w rankingu, niż przyjaciele, czy nawet moja własna rodzina. Lubiłem spędzać z nim czas i patrzeć na jego uśmiech. Kochałem przeczesywać palcami jego włosy i patrzeć na jego zakłopotanie, wdychając przy tym jego ulubione perfumy. Podobało mi się, gdy mnie dotykał lub przytulał. Po prostu się zakochałem. Odsunąłem się nieco od wyjścia i ostatni raz sobie na niego popatrzyłem.
-Zaraz zobaczę cię przy śniadaniu, wiesz?- powiedziałem do siebie przyciszonym tonem po to, by chłopacy nie chcieli czasem sprawdzać, czy przypadkiem mi nie odbiło. W końcu nie byłem pewny, czy aby na pewno nie wstali.- Pewnie znów weźmiesz płatki waniliowe z mlekiem, prawda?- uśmiechnąłem się, po czym cmoknąłem go szybko, standardowo też przyrzekając sobie, że to już jest ostatni raz i przestanę tak robić. Ale kogo ja oszukiwałem. I tak będę to kontynuował. Nie mogłem się powstrzymać, gdy widziałem jego twarz. Tak pięknie wtedy wyszedł...
Potrząsłem kilka razy w prawo i w lewo głową, a długie pasma włosów od razu jej zawtórowały. Musiałem się przecież ogarnąć, bo jeszcze się zorientują, że coś jest nieodpowiednio. Przekręciłem już złotą, połyskującą klamkę, gdy nagle poczułem, jak mięsień sercowy zatrzymuję się z wielkim dudnieniem. Cały świat zawirował, plamy latały przed twarzą. Brzmi, jak choroba, ale było gorzej. Usłyszałem trzask dwóch par drzwi oraz JEGO  głos. Jak zawsze był niski i męski, jednak pełen empatii oraz wrodzonej charyzmy. Było słychać, że on także niedawno wstał. Rozmawiał sobie o typowych bzdurach razem z Dae. Jeśli dobrze moje uszy odebrały, to gadali o tym, co im się śniło, a potem przeskoczyli na temat kolejnego klipu naszej piosenki. Gdzieniegdzie przewijały się dźwięki szkła stawianego na czymś twardym, sypanie czegoś i nalewanie, co wskazywało, że zaczęli robić śniadanie. Natomiast ja stałem, jak kołek i gdzieś głęboko w duszy czułem, jak głupio zapewne teraz wyglądam. Zmielona, czarna koszulka z białym nadrukiem playboya nadal pachnąca nowością i zapachem T.O.P, od którego ją dostałem opadała na białe, nakrapiane spodenki. Ja, stojący boso na jasnych, sosnowych panelach, z opadającą na jedno oko grzywką, rumieniący się i bełkoczący sam do siebie, nawet nie do końca wiedząc o czym, w dodatku trzęsący się na całym ciele. Miałem przeczucie, że zaraz każda najmniejsza żyłka w moim ciele eksploduję od narastającego tętna. Oczywiście kolejny raz nie mogłem się powstrzymać, jak co ranka z resztą. Mimo, że próbowałem. Jednak nic z tych prób nie wypalało. Podbiegłem więc do dużego lustra zawieszonego nad małą, białą szafką na bieliznę i rzeczy do spania, od razu poprawiając włosy i wyprostowując ubranie.
- Nieee....- zganiłem siebie szeptem- jeszcze pomyśli, że modeluję się nawet przed zwykłym snem.
 Potargałem więc fryzurę i pogniotłem nieco koszulkę wraz ze spodenkami.
- Świetnie, teraz wyglądam, jak menel- machnąłem zezłoszczony rękoma, wracając do poprzedniej wersji wyglądu.
 Myślałem, że wtedy wyglądam głupio? Myliłem się. Stałem teraz, jak francuska damulka, pizdżąc się w odbiciu i raz to układając włosy, a potem mieląc sobie górę ubrania. Ze złości spowodowanej przez niezdecydowanie kopnąłem lekko obok, w kremowe ściany, po czym odwracając się, oparłem się o drzwi dużej szafy w kolorze mlecznej czekolady (by pasowało do ram łóżka rzecz jasna. Nie zapominając o innych meblach), zjeżdżając po twardym drewnie.  Nie wiedziałem, jak mam wyjść. Udawać radosnego? Czy może wyjść, jak zmęczony całym swoim życiem emo? A może jednak nieco się zmienić? Odsunąłem kilka razy głowę, by postukać nią w szafę.
- Jezu, ale ze mnie skończony idiota- powiedziałem z westchnieniem, wstając w końcu z zimnej podłogi.
 Otrzepałem spodenki i biorąc kilka porządnych oddechów, zrobiłem krok na przód. Miałem wrażenie, że nogi same mi się uginają w stawach kolanowych. Za każdym razem bałem się, że coś będzie nie tak. Jednak w końcu dotarłem do klamki i przekręciłem ją, lekko uchylając.
" Miłość faktycznie ogłupia"- pomyślałem sobie, patrząc w podłogę. Zarumieniłem się za pierwszym razem, gdy tylko do uszu dotarł jego powabny, pełen wdzięku, choć nieco jeszcze zmęczony ton:
- O, wstałeś Kwon- powiedział, uśmiechając się do mnie z czułością, jak zawsze.
 Czułem, że moje serce za chwilę się rozpadnie. Z jednej strony cieszyłem się zawsze, gdy witał mnie tak na dzień dobry, każdego ranka. Ale z drugiej wiedziałem, że bardziej robi to tak, jakbym był jego młodszym bratem albo po prostu przyjacielem z zespołu. Patrzyłem na niego mieląc koniec koszulki i widząc, jak bierze do ust srebrną łyżkę z nabranymi płatkami, z których jeszcze nieco skapywało mleko. Mój umysł- bo jakżeby inaczej- nawet po wychodzeniu z pokoju równemu zdobywaniu szczytu na K2, lubił mnie torturować. Przedstawił mi więc obraz mnie i T.O.P w jednej sypialni. Sytuacja podobna, niemal identyczna, gdyby nie to, że Choi brał do ust coś  zupełnie innego. Czułem, jak przeszedł mnie dreszcz i mimowolnie jęknąłem chicho.
- Stało się coś?- zapytał Daesung, patrząc się na mnie nieco zmęczony, popijając w pół słowie sok pomarańczowy. Musiałem przyznać, że w tej białej koszulce na ramkach z Myszką Miki i grzywką podniesioną tym razem do góry wyglądał komicznie. Jednak dobrze zrobiłem, gdy na wywiadzie, w rankingu wyglądu i ubioru napisałem go na szarym końcu.
- Niee.. - zapewniłem go, zaczynając szybko zastanawiać się nad argumentem tej odpowiedzi- po prostu podłoga jest tutaj jeszcze bardziej zimna, niż u mnie w pokoju.
 " Zajebiste wyjaśnienie- przemknęło mi przez umysł- pewnie potem dostanę orgazmu w zamrażarce".
Ruszyłem się w końcu, zmierzając w stronę dużej, srebrnej lodówki. Otworzyłem ją, a chłód poleciał mi na twarz i odsłonięte części ciała. Było to na prawdę miłe uczucie zważywszy na to, że byłem niedaleko T.O.P, a przez to natomiast czułem, że zamiast zwykłego organu pompującego krew mam gigantyczny młot. Zacząłem po woli wyjmować mleko starając się, by na niego nie patrzeć. To by tylko pogorszyło moją i tak marną sytuację. Postawiłem karton na czarnym blacie i sięgnąłem do jednej z wielu wiszących nad nim szafek, przeszklonych ładnie ozdobionymi szybkami. Szperając i stojąc nieco na palcach, zacząłem szukać swojej ulubionej, plastikowej miski z małą pandą, jedzącą zielone listki. Usłyszałem w oddali kroki czując potem, jak czyjaś ciepła dłoń zmierzwia mi włosy. Odwróciłem się niepewnie, omal nie dostając zawału, gdy zobaczyłem przed sobą twarz Choi' ego. Znów serce mi mocniej zabiło. Uwielbiałem jego look z piosenki "Doom Dada" i cieszyłem się, że go zachował. Mała, czarna grzywa- zupełnie, jak mi, ale w mniejszym stopniu- opadała na oko. Zaczął sięgać po miskę do szafki, a ja penetrowałem go od góry do dołu mając gdzieś, czy Dae to zauważy, czy nie. Tym razem Choi założył zwykłą, czarną koszulkę, która zdawała się za mała o jeden rozmiar. Jednakże dla mnie to było jeszcze większe przekleństwo, bowiem walczyłem z samym sobą, by czasem nie przejechać palcem po jego podkreślonym ubraniem torsie. Przegryzłem delikatnie dolną wargę, patrząc się na jego ciało i mając nadzieję, że już do końca naszego życia będzie szukał tej durnej miski, o której kompletnie przestałem w tamtej chwili myśleć. Widziałem jego napięte mięśnie, których z całego serca i duszy pragnąłem chociażby musnąć i o których śniłem przez te półtora miesiąca, w każdą noc. Moje marzenia jednak legły w gruzach, a ja zostałem zwołany na ziemię, gdy ujrzałem przed twarzą pandę na błękitnym plastiku. Choi uśmiechnął się i znów roztargał mi włosy:
- Jak zwykle nie możesz sięgnąć, co?- powiedział rozbawiony, po czym wrócił do stolika przed zawieszonym za stojące z boku i ułożone w kształt kwadratu szafki. Usiadł na metalowym, ręcznie wyrabianym dla nas krześle z wygrawerowanymi na oparciach imionami dopasowanymi do właścicieli, przed Daesungiem jedzącym swoje śniadanie i patrzącym się na mnie dziwacznie co jakiś czas. Pewnie zauważył moją rumianą twarz i wypisane na niej zakłopotanie.
- Nie moja wina, że jesteś wyższy- odparłem w końcu. Tak długo uczucie, które do niego żywiłem zamknęło mi usta na ten poranek, że omal nie czknąłem, gdy słowa wypadły z moich ust.
- Oczywiście, że nie twoja.- Machnął kilka razy ręką, jak do małego dziecka, wracając potem do nabierania resztek płatków na łyżkę.
Odwróciłem się cały zaczerwieniony i nalałem mleka do miski. Zacząłem się rozglądać po wszystkich schowkach, ale nie mogłem nigdzie znaleźć moich ukochanych, czekoladowych gwiazdek.
- Gdzie są moje płatki?- zapytałem, nie odwracając się nawet do nich i udając, że nadal szukam opakowania. Nie byłem w stanie spojrzeć w stronę T.O.P.
- Skończyły się wczoraj. Taeyang i Ri chcieli mieć coś do nowej gry na Playstation 2- odparł Dae, dopijając mleko z naczynia, zabierając się zaraz potem za sok w podłużnej szklance, którą potem z hukiem odłożył na stół.
- To co ja mam jeść!?- burknąłem wkurzony. Nie lubiłem jeść innych płatków, niż te, do których przywykłem, a na kanapki byłem rano zbyt leniwy.
- Właśnie!- wykrzyknął nagle T.O.P. Dopił szybko resztę z miski i odkładając ją podszedł do naszej kanapy umiejscowionej na prawo od korytarza, w pomieszczeniu oddzielonym, jako salon. Ja oczywiście, jak debil patrzyłem na tylne partie ciała podkreślone tym razem przez nieco luźne, kratkowane spodnie w odcieniu zieleni. Spostrzegając, że gapię się jak sroka w gnat z otwartymi na wpół ustami, otworzyłem lodówkę i przerzucałem głośno opakowania a to z serem, a to z szynką udając, że będąc wkurzonym szukam czegoś zjadliwego na opóźniające się cały czas śniadanie.
Poczułem stukanie po ramieniu, odwróciłem się więc za siebie. Choi znów stanął tuż przede mną, wręczając mi żółte, kartonowe pudełko z nadrukowaną krową w skafandrze, grzebiącej łyżką w czerwonej misce wypełnionej płatkami, do której sypały się kolejne gwiazdki i lało mleko. Zrobiło mi się strasznie ciepło wewnątrz, gdy zorientowałem się, że pewnie specjalnie szedł nad ranem lub wieczorem tylko po to, by je dla mnie kupić. Odebrałem zdobycz, jednak błyskawicznie przeszedł mnie dreszcz, złączony z małą ekstazą. Wlepiałem wzrok w moją dłoń na skrawku bocznej części niedoszłego śniadania, którą pokryły duże i przyjemnie grzejące palce T.O.P.  Szybko więc cofnąłem rękę, a moje ukochane jedzenie chrupane każdego ranka upadło na podłogę.
- Zrobiłem ci coś?- Patrzył się zaskoczony, razem z równie zdezorientowanym Daesungiem.
- Wręcz za dużo..- wypaliłem przez usta, nie zastanawiając się zbytnio nad wyrazami. Dopiero potem dotarło do mnie to, jak moja wypowiedź brzmiała.
- To znaczy...- zacząłem, a przepełniony zawstydzeniem z całej tej sytuacji przytrzymałem jedną ręką drugą, przygryzając lekko paznokieć w wolnej dłoni- to nie miało tak...
 Moje ciało podgrzało się mocniej, gdy poczułem, że jego palce wylądowały na moim czole.
- Dobrze się czujesz?- spytał, wlepiając we mnie zmartwiony wzrok, sprawdzając jednocześnie, czy nie jestem aby chory.
- ZAJEBIŚCIE!- rzuciłem z prędkością dwóch liter na pół sekundy, po czym schyliłem się po kartonowe opakowanie. Podszedłem do zlewu, pod którym za szafką schowany był kosz na śmieci. Uchyliłem jedną z drzwiczek nogą, szarpiąc się nerwowo z otwarciem.
- Skoro tak twierdzisz... - rzucił, nadal nierozumiejący zbytnio mojego zachowania. Podszedł do stołu i zaczął zbierać naczynia.
- Pomogę ci- powiedział Daesung.
- Poradzę sobie- odparł mu. Usłyszałem potem dźwięk klepania po ramieniu, przez co zakuło mnie w klatce piersiowej. Zaraz potem zacząłem się uspokajać w myślach.
"T.O.P ma za dobry gust na niego"- pomyślałem i prychnąłem, jak damulka z dobrego domu. Tyle szczęścia, że żaden z nich tego nie skomentował. Gdy zorientowałem się, że z nerwów wydrapałem prawie pół opakowania,  postawiłem pudełko z boku na blacie, schylając się i wyrzucając kartonowe resztki. Wyprostowałem plecy, chwyciłem błyskawicznie płatki śniadaniowe i nasypałem sobie do miski. Odstawiłem je potem, omal nie przewracając. Wziąłem następnie karton z mlekiem, przechylając go nad miską tak, że jeszcze kilka centymetrów i byłby do góry nogami. Schowałem je z powrotem do półeczki w lodówce. Trzasnąłem drzwiami od niej, idąc w stronę wysuwanej szuflady ze sztućcami. Przemieszałem je rozprostowanymi palcami, póki nie znalazłem mojej ulubionej, szklanej łyżki z wybitym napisem na rączce "Love the Day". Odwróciłem się z gotowym śniadaniem, zauważając, że Daesung wstał w końcu od stołu. Dopiero wtedy spostrzegłem, że zmienili poduszki na siedzeniach- z białych na czerwone w plamki. Dae przysunął krzesło i zaczął odchodzić, rzucając za siebie:
- Idę obudzić naszych graczy. Przecież za pięć minut będzie jedenasta!- krzyknął, jakby miał nadzieję, że już to ich wywali z łóżek.
" Nie zostawiaj mnie z nim samym! Albo jednak zostaw. Albo nie! Albo..."- moje myśli przeobraziły się w rollercoster. Nie byłem pewien, czy mam się z tej sytuacji śmiać, czy płakać. A że Daesung namęczy się z wybudzaniem Ri i Tae, to wiedziałem na pewno. Byli mistrzami, jeśli chodzi o olewanie hałasów, budzików i telefonów podczas spania. Więc było wyżej, niż sto procent to, że nie będzie go przez dobre dwadzieścia kolejnych minut, płynących wtedy dla mnie coraz wolniej, jakby na ciche życzenie w mojej schowanej pod czarną czupryną głowie.
Wyszedłem zza blatu ze śniadaniem w ręku, a Choi szedł zaraz na przeciw mnie, trzymając ze sobą łyżeczkę w misce oraz szklankę. Pewnie czekał, aż w końcu się odsunę. A ja głupi torowałem drogę. Nikt normalnie nie jest lepszy w robieniu śniadań! Gwiazdy porno szybciej kończą film, niż ja szykowanie płatków.
Szedłem więc w kierunku stołu, czując nagle, jak jego zbudowane, silne ramię ociera się o moja bladą skórę. Przeszedł mnie niesamowity dreszcz, przez który tak zatrząsłem miską, że łyżeczka wyleciała z naczynia, po czym z donośnym dźwiękiem roztrzaskała się o ciemną podłogę kontrastującą z cytrynowymi ścianami obejmującymi kolorem całą przestrzeń z wyjątkiem łazienki i naszych pokoi. Wlepiłem czarne oczy w błyszczące od słonecznego światła kawałki zbitego sztućca, póki Choi nie podszedł do mnie po szybkim wrzuceniu naczyń do zlewu.
- Matko, nie chciałem GD!- mamrotał. Jego ton głosu wyraźnie mówił, iż czuję się za to winny. Sam poczułem uścisk serca, przecież to nie on to zrobił.
- Nie twoja wina- odparłem, kładąc śniadanie na stole i zabierając się za zmiatanie łyżki.
- Odkupię ci ją, obiecuję!- Jego głos nabierał coraz bardziej drżącej barwy. Szybko zgarnął resztę naczyń wrzucając je z hukiem do zlewu.
- Na prawdę, nic się nie stało. Trochę dziwnie będzie mi się trzymać inny sztuciec, ale to na prawdę nic takiego- pocieszałem go. Nienawidziłem, a jednocześnie kochałem patrzeć na jego zmartwioną twarz. Sprawiało mi to przykrość, bo nie cierpiałem jego smutku, ale z drugiej strony rysy jego twarzy nabierały jakiejś takiej magicznej powagi, która mnie olśniewała za każdym razem.
Postawiłem miskę na blacie, mając w zamiarze cofnięcie się po kolejną łyżkę. T.O.P tylko pomachał w geście protestu i sam wyjął jakąś z szuflady. Wsadził mi ją do miski, siadając na przeciwko, na miejscu Ri. Cicho marzyłem, by na stałe było tam miejsce kogoś innego, ale chłopacy uparli się na takie, a nie inne ustawienie. Nabrałem na chłodny metal trochę czekoladowych gwiazdek i wsadziłem sobie do buzi. Choi patrzył na mnie nadal przejęty łyżką, która była zbita przez niego tylko pośrednio. Ucieszyłem się, gdy wziął ze środka stołu pilot leżący obok fioletowego wazonu z kwiatem i nacisnął przycisk. Radio stojące na dużym parapecie po mojej lewej stronie zmieniło kolor małej lampki na zielony, a w głośnikach rozbrzmiała muzyka napełniająca po woli całe pomieszczenie. Po głosach poznałem potem, że puszczali kawałek zespołu BTS, nie ogarnąłem jednak jaką piosenkę śpiewali dokładnie. Moja radość nawinęła się, gdy Choi przestał się obwiniać i zmienił temat:
- Czemu tak późno wstałeś?- Skrzyżował palce i podparł sobie na nich podbródek.
- Nie mogłem zbytnio zasnąć... - odpowiedziałem szybko, wsadzając sobie kolejną porcję czekolady do buzi.
- A wiesz już, jaką piosenkę napiszemy? Reżyser cały czas wydzwania- powiedział wyraźnie tym zrezygnowany. Z westchnieniem popatrzył na telefon, który zapewne każdej nocy był dla niego i reszty chłopaków przekleństwem. Mnie jednak tym nie obarczano. To na moją osobę rzucono tekst i pomysł, więc pozostała część zespołu zajęła się wysłuchiwaniem wrzasków prowadzącego.
- Jesce ne wem- wyjąłem łyżkę z ust, by było mnie lepiej słychać, chrupią jednak miejscami kilka płatków- nie mam pomysłu na tematykę. Ale postaram się coś wykombinować.
- W sumie dziś dopiero piątek. Jutro i pojutrze dali nam wolne, więc masz prawo zająć się tym kiedy indziej- znów roztargał mi włosy, chichocząc nagle rozbawiony, gdy tylko mi się przyjrzał.
- Co?- spojrzałem skołowany, patrząc się w jego oczy z łyżeczką w dłoni. Dopiero potem zorientowałem się, że śmieję się ze mnie.
- Spójrz w bok- powiedział i wskazał na mój prawy polik, omal go nie dotykając.
 Skierowałem wzrok tam, gdzie pokazał i sam się uśmiechnąłem. Zielona część mojej grzywki śmiało i swawolnie pływała w mleku. Gdy podniosłem głowę, wilgotne włosy dotknęły mojej skóry na twarzy.
- Chyba jednak je zetnę- zaśmiałem się, wycierając opuszkami białą ciecz z kosmyków.
- Nie martw się, DO TWARZY ci z nimi. - Jego samego rozbawił ten nieco głupawy żart, a ja po chwili dołączyłem do niego ze swoim śmiechem. Usłyszałem nagle trzask drzwi, potem znowu. Pewnie Daesung zrezygnował z przebudzania jednego z chłopaków i przerzucił się na robienie za budzik u drugiego. Znów cicho się zaśmialiśmy, po czym gadaliśmy dalej o bzdurach, a ja dokańczałem swoje śniadanie.
Gdy ostatnia porcja moich ulubionych gwiazdek zmielonych przez zęby, dotarła do żołądka, zwróciłem głowę za plecy, na zegar naścienny. Było już pół godziny po jedenastej. Przetarłem usta ręką, zabierając miskę do zlewu. Zasunąłem krzesło drugą ręką, idąc potem w planowanym kierunku. Wsadziłem naczynie na stertę innych, mówiąc potem:
- Rany, jeszcze jestem głodny... - rzuciłem, rozglądając się dookoła. Zobaczyłem, że na odstającym blacie leży drewniana miska z owocami. Wziąłem sobie najbardziej czerwone, lśniące jabłko i kładąc je obok, na plastikowej desce z różowym miśkiem zabrałem się do krojenia nożem, który leżał zawsze obok. Wolałem zajadać się kawałkami owocu, niż zażerać się całościowo. Miałem wtedy przeczucie, że lepiej się najem, choć sam dobrze wiedziałem, jak głupio to brzmi. Spoglądając w górę widziałem, jak Choi czyta magazyn o gwiazdach. Uśmiechnąłem się, widząc nas z teledysku "Zutter" na okładce gazety. Obróciliśmy się zaskoczeni, gdy tylko rozbrzmiał hałas. Spojrzeliśmy rozbawieni na Dae ciągnącego po obu stronach za uszy Taeyanga oraz Seungiri'ego.
- Dość bawienia się w śpiące królewny- krzyczał zdenerwowany- ileż można!?
- Rany, uspokój się trochę- gderał Tae- nie jesteś naszą matką!
- Jesteśmy dorośli, to gramy, do której chcemy. Z resztą mamy trzy dni zupełnego luzu- tłumaczył mu Ri, wyrywając się z bolesnego uścisku.
 Razem z T.O.P zaśmialiśmy się z tej sceny. Z uśmiechem na ustach wrócił do czytania, a ja to samo zrobiłem, jeśli chodzi o dalszą część mojego porannego posiłku. Gdzieniegdzie przeplatały się jeszcze zezłoszczone wyżalenia Dae. Ja natomiast dzieląc owoc na części myślałem sobie, by tak było zawsze. My, złączeni muzyką, bawiący się we wspólnym gronie oraz ja, cicho zdobywający krok po kroku serce Choi'ego Seung- Hyuna. Zawsze przerażała mnie tylko myśl, jak zareaguję na to reszta. "Lider BigBang międzyzespołowym gejem" raczej nie był najlepszą ozdobą dla tabloidów. Jednak cóż mogłem poradzić, uczucie do niego stało teraz u mnie na pierwszym miejscu.
Chłopcy zrezygnowali tym razem ze śniadania i rozsiedli się na swoich miejscach. Gadali i żartowali, póki T.O.P w geście przerwania nie uniósł rąk w górę. Gdy zapanowała cisza przerywana tylko przez muzykę w radiu, powiedział:
- Muszę wam powiedzieć coś świetnego!- zaczął, uśmiechając się jakby niepewnie.
- No to gadaj!- poganiał go Ri.
 Patrzyłem tylko zadowolony z sielanki, krojąc sobie ostatni kawałek jabłka.
- Pamiętacie, jak załatwiłem wam zajęcia na dzisiaj?
 Wszyscy przytaknęli, nawet ja. Faktycznie- Ri z Tae dostali karnet do salonu gier, Dae miał iść do kina, a mi wykupił pobyt w parku rozrywki.
- Cóż... - ciągnął, co wywoływało coraz większe napięcie. Sam byłem ciekaw, co takiego się przydarzyło.
- Poznałem dziewczynę i dziś przychodzi tutaj na randkę!- wykrzyknął zadowolony.
 Jak śnieg z chmury, zaczęły się sypać wiwaty, głupie żarty i poklepywania, o gratulacjach nie zapominając. Następny grad przybrał postać wszelakich pytań. Były na temat jej imienia, upodobań, wyglądu, charakteru.... 


BAM!

Oczy rozszerzyły im się niewyobrażalnie, a usta wykrzywiło przerażenie. Spoglądali tak na mnie- schylonego, ślepo patrzącego się w blat, ze spuszczoną grzywką. Jedna dłoń nerwowo trzęsła się oparta na drewnie, a druga, zaciśnięta w pięść trzymała wbity w deskę nóż. Sam natomiast oddychałem ciężko i niespokojnie.
- G.. G-dragon?- zaczął niepewnie Ri. Reszta najwyraźniej zbytnio bała się odezwać.
 Nie potrafiłem wypowiedzieć żadnego sensownego wyrazu. Moje źrenice jakby mimowolnie się zwęziły, a serce zabiło mocniej i głośniej. Głowa wiała wewnątrz poczuciem samotności, była spowita czernią w każdym możliwym zakamarku. Kołatał się w niej tylko jeden krótki zbitek liter:
 

C O ?

Próbowałem sobie na to odpowiedzieć, ale nie potrafiłem. T.O.P? Mój Choi? Na randkę? Z jakąś dziewczyną? Jak..... ? Dlaczego.......?
 

Odetchnąłem, a wydychane powietrze drgało z narastającego we mnie gniewu, którego jeszcze nigdy nie czułem. Zacisnąłem pięść mocniej i szarpnięciem wyjąłem nóż. Odłożyłem go powoli na bok, a zespół rejestrował każdy mój ruch.
- Wszystko ok?- powtórzył pytanie Taeyang.
 Odetchnąłem jeszcze kilka razy, odpowiadając w końcu:
- Wybaczcie... zauważyłem... wielkiego karalucha na blacie- skłamałem.
Nigdy się ich nie bałem, ale miałem nadzieję, że tego nie skomentują. Szybko wyrzuciłem pokrojony owoc do kosza, po czym truchtem udałem się do pokoju. Nie miałem wyboru, znowu ich okłamałem:
- Chyba.. źle się czuję, idę się położyć- powiedziałem szybko, uciekając od nich jak najdalej. Słyszałem za sobą jeszcze poszczególne komentarze:
- Co mu jest?
- Co to miało być?
- Na pewno wszystko dobrze?
 Nie miałem zamiaru tam dłużej być, czułem, że zaraz będzie na prawdę źle. Chwyciłem klamkę i odrzuciłem ją mocno, trzaskając drzwiami w ramach zamknięcia. Przyłożyłem jedno ucho do chłodnego drewna sprawdzając, czy nikt za mną nie poszedł, po czym zjechałem po nim plecami. Nie zdążyłem nawet opanować tego, co się ze mną działo, gdy poczułem, że oczy robią mi się mokre. Uderzyłem kilka razy pięścią w podłogę, po czym obie zaciśnięte mocno dłonie przyłożyłem do załzawionych powiek. Wrzeszczałem w myślach, by mój organizm przestał, by umysł się ogarnął. Ale złość, która we mnie wybuchła przeważyła nad każdym zakamarkiem mojego ciała. Wszystko, co się we mnie tliło zignorowało chłopaków siedzących prawdopodobnie przy stole i omawiających moje zachowanie. Czemu nie obchodziła go ich egzystencja? Bo mój cichy szloch przerodził się w ryk i wrzaski nasiąknięte bólem. Wstałem i obolały w sercu rzuciłem się twarzą w poduszkę, by to stłumić. Nic jednak nie pomagało, dalej głośno płakałem, łzy lały się strumieniami. Przycisnąłem do siebie puchowy materiał, po czym wydarłem się najgłośniej, jak mogłem. Usiadłem na kolanach i przytrzymałem otwarte dłonie na skroniach. Cały się trząsłem, a moja klatka piersiowa okropnie bolała. Chciałem zniknąć i nigdy więcej się nie chodzić po tej samej ziemi, co ON. Wziąłem w rękę wierzch koszulki i przetarłem mokre oczy, po których mimo moich starań nadal ściekała słona woda. Walczyłem, jak mogłem, zaciskałem pięści i waliłem w materac, ale nic nie pomogło. Oparłem się na dłoniach i znów wydarłem, szlochając przy tym niemiłosiernie mocno i głośno.
W końcu ciało zmęczone tym nieopanowanym wylewem emocji samo się zmęczyło, po czym niczym stary manekin rzucany do kosza, opadłem na łóżko i zasnąłem, wylewając nadal kilka kropel spod powiek, wydając przy tym dźwięk nierównego oddechu przerywanego przez moje nasiąknięte cierpieniem jęki.
 

*

 Obudziłem się, gdy tylko poczułem głaskanie po głowie. Pomrugałem parę razy, czując zimno oczu, które jeszcze chwilę temu były całe mokre. Ból jednak nie minął, nadal ściskało mnie w klatce. Zobaczyłem T.O.P, a jego dłoń drapała mnie po czarnych kosmykach. Zarumieniłem się lekko i schowałem głowę w poduszkę, by tego nie zauważył.
- I jak się czujesz?- zapytał wyraźnie zmartwiony, wręcz przerażony. Trudno mu się dziwić, po tym cyrku, który im odprawiłem.
 Nie wiedziałem, czy na pewno chce odpowiadać. Czy w ogóle mam ochotę z nim rozmawiać. Uznałem jednak, że moje milczenie zrani go jeszcze bardziej, więc rzuciłem tylko, nie odwracając głowy:
- Jest ok.. - wymamrotałem cicho. Miałem nadzieję, że po tych słowach sobie pójdzie. Niestety, myliłem się.
- Kwon, co się stało? Dlaczego płakałeś?- Zacząłem się zastanawiać, gdzie podziało się to radośnie wypowiadane "GD". Gdy tylko z taką powagą powiedział moje imię, aż się zatrząsłem, a serce zakuło mnie bardziej, niż przedtem.
Dlaczego musiał się tak o mnie martwić? Po co się mną tak przejmuję?
Odwróciłem się powoli, jakby bez żadnego hamulca i kontroli ciała. Moja dusza podpowiadała mi, bym spojrzał na jego twarz. Uczyniłem to, a widok znów sprawił mi ból. Aparycja Choi'ego była skąpana w smutku i niezrozumieniu. Znów pogłaskał mnie po włosach. Jedna strona chciała, bym gniewnie odrzucił jego dłoń, która teraz tak raniła moje serce. Ale druga podpowiadała cicho, abym dał się ponieść ciepłu i swoistemu uczuciu, jakie do mnie żywił.
- Kwon, mów.. co się stało?- zapytał, spoglądając na moją rozżaloną twarz. W moim pokoju tylko odrobinę zadomowiła się ciemność, więc widziałem, jak pod światło błyszczą mu jego ciemne, pełne empatii oczy.
- Nic się nie stało- odparłem, starając się zachować beznamiętny ton. Nie mogąc dłużej trzymać wzroku na jego twarzy zacząłem patrzeć się w pustą przestrzeń przede mną- po prostu mam gorszy dzień, to wszystko.
 Zaplanowałem odwrócić kota ogonem, więc zapytałem zaraz po skończeniu poprzedniego zdania:
- Która jest godzina?
- Siedemnasta- odpowiedział, zerkając na swój srebrny zegarek.
 Na prawdę tak długo spałem? Pewnie to dlatego, że zmęczyły mnie moje własne wrzaski.
- A gdzie ta- dłonie automatycznie się zacisnęły, a pod rzęsami pojawiała się wilgoć. Udało mi się to tym razem jednak stłumić. Przełknąłem  ślinę z dość głośnym dźwiękiem, wypowiadając w końcu- ta DZIEWCZYNA?
- Przełożyłem to- odparł, nie zdejmując wzroku z mojej twarzy. W myślach prosiłem, by patrzył na cokolwiek innego, tylko nie na mnie. Nie tym wzrokiem, tymi oczyma.
- Dlaczego?- zapytałem wyraźnie zaskoczony. Czyżbym jednak coś dla niego znaczył? Akurat, głupie marzenia.
- Jak to dlaczego? Jesteś moim małym GD- znów zaczerwieniłem się na dźwięk tych słów. Ale wiedziałem, że równie dobrze mógłby powiedzieć to do młodszego brata- I oczywiście jesteś moim przyjacielem.
 Przyjacielem? Serce już po raz kolejny podejrzanie zadrgało, czułem, jak mocno łomocze w klatce. "Nie chcę być przyjacielem"- krzyczałem w myślach- "Chcę się z tobą kochać. Chcę, żebyś ty mnie kochał"- wołałem, ale za bardzo bałem się wypowiedzieć takie słowa na głos.
- Jeśli przeze mnie masz z czegoś rezygnować, to czuję się jeszcze bardziej winny- odparłem. Nie. Wcale tak nie jest. Po prostu jest mi ciebie szkoda. Ja najzwyczajniej w świecie boję się powiedzieć ci o tym, co czuję już stanowczo długo.
- Daj spokój- zapewniał mnie, poklepując lekko po ramieniu- zostanę dzisiaj z tobą. A z nią umówię się kiedy indziej. Wiesz, jest kochaną istotą. Pełną wdzięku i gracji- mówił rozmarzony- a do tego jest niezwykle wyrozumiała. Cudowna kobieta. I jej słodkie imię- każde słowo było dla mnie, jak sztylet wbity w śmiertelne miejsce. Jednak nie mogłem przestać słuchać tego głosu, którego tak kochałem- Yonda. Wspaniałe, prawda?
 Burza w mojej głowie ustała sama z siebie.
Wszelka złość i napięcie ulotniły się z minuty na minutę, a krople lejące się uprzednio spod moich oczu odeszły w zapomnienie. Teraz w umyśle stanął na podium tylko i wyłącznie jeden cel: Zmazanie smutku z twarzy T.O.P.

- Jak ma na imię? - zapytałem się, siadając zupełnie znienacka pełny sił. Skrzyżowałem sobie nogi i wsparłem na nich łokcie. Łóżko zaskrzypiało od nagle podniesionego ciężaru.
- Yonda- powtórzył Choi, zaskoczony moim nagłym powrotem do normalnego stanu. Jego zdezorientowanie w oczach było nad wyraz słodkie.
- Wiesz, na prawdę jest mi smutno, że to wszystko z mojej winy- mówiłem, przyspieszając z coraz bardziej z powodu ekscytacji. Liczyłem tylko, że zrozumie mnie w pełni, bo tracenie czasu na dodatkowe wyjaśnienia nie wchodziło w rachubę.
- Daj spokój, to nie twoja-
- A co byś powiedział- wtrąciłem się pospiesznie- gdybyś wykorzystał mój karnet do parku rozrywki, hm?- zaproponowałem, uśmiechając się zupełnie, jak o poranku.
Skoro moja rozpromieniona twarz daję mu szczęście, to muszę dać mu jej jak najwięcej, prawda?
- Ale.. ale jak to?- zapytał. Widać było po jego twarzy, że czuję się kompletnie zbity z tropu moją nagłą zmianą nastroju. W dodatku jechanie gdzieś, gdzie to ja miałem pierwotnie jechać? I to tak nagle?
Karnet obejmował wszystkie kolejki, które  t r z e b a  było wyjeździć, inaczej cena rosła razy dwa. Na prawdę chciał mi wtedy zająć czas.
- Normalnie- powiedziałem, przytulając się mocno do jego nagrzanego ciała. Jakiś nieznany mi impuls dał mi w końcu motywację do tego, by tak postąpić. Och, jakie to było przyjemne uczucie. Jego puls, jego ramiona... ale nie, miałem misję! Zeskoczyłem radośnie, podbiegłem do szafki, po czym wysuwając szufladę, wyciągnąłem spod sterty bokserek jeden przyozdobiony na kolorowo różnymi kolejkami górskimi, czarny, lśniący od odbijającego się na nim światła bilet. Podszedłem szybko do drzwi i nacisnąłem włącznik umiejscowiony obok nich. Wróciłem następnie do T.O.P i wręczyłem mu w ręce karnet.
- Masz, bierz, nie pyskuj, miłej zabawy!- powiedziałem tak błyskawicznie, jak jeszcze nigdy dotąd, wypychając go z mojego pokoju. Dałem mu dosłownie chwilę na zarzucenie skórzanej, brązowej kurtki na jego szarą tym razem koszulkę z nadrukowaną sową. Patrzyłem też spod oka na beżowe, opinające go spodnie, idealnie podkreślające każdy osobny kawałek ciała. Wpatrywałem się, jak zakłada białe trampki, a zaraz gdy włożył je na stopy, wypchnąłem go przez drzwi wyjściowe, rzucając jeszcze przez szparę kluczę do samochodu i portfel.
- Pa pa, jeszcze raz miłej zabawy, przepraszam za dziś, baw się dobrze!- krzyknąłem z zawrotną szybkością i trzasnąłem drzwiami. Położyłem się na nich i nasłuchiwałem. Do moich uszów dotarły odgłosy kroków schodzących po marmurowych stopniach. Gdy nie usłyszałem już żadnego dźwięku, podbiegłem do stolika w naszej ustalonej jadalni i z radością zauważyłem, że obok wazonu leży niebieski smartfon T.O.P. Wziąłem go w dłoń i nacisnąłem przycisk odblokowujący. Ekran się podświetlił, a ja ujrzałem przyćmioną nieco tapetę z koalą oraz mały, biały napis "Przejedź palcem, by odblokować". Zrobiłem to z wielką satysfakcją. Zaraz po rozjaśnieniu ekranu, kliknąłem w pomarańczową książeczkę oznaczającą kontakty. Przejeżdżałem palcem w górę i w dół, przewracając jednocześnie oczy w poszukiwaniu upragnionego numeru. Nareszcie znalazłem odpowiedni, podpisany "słodka Yonda". Kliknąłem w zielony dymek znajdujący się po prawej stronie, gdzie z boku była także słuchawka w tym samym kolorze. Przyłożyłem na chwilę palec do ust, zastanawiając się nad treścią. Gdy wreszcie coś wykombinowałem, nadusiłem lekko biały ekran, po czym wstukiwałem w klawiaturę odpowiednią wiadomość:
"Hejka, tu Choi. Mam świetną informację, jednak możemy się spotkać. O 20.30 u mnie, chyba, że masz inne plany :-)".
Potem zamiast robić coś bardziej pożytecznego, wdrapałem się, by usiąść na stole, po czym machałem nogami, to prawa, to lewa. W końcu usłyszałem dźwięk sms'a. Odblokowałem go tak, jak poprzednio i nacisnąłem na zielony dymek, przy którym na czerwono świeciła się mała jedynka. Otworzyłem wiadomość i uśmiechając się coraz szerzej po każdych następnych dwóch słowach, przeczytałem:
"O, to świetnie! Będę na pewno! Twoja Yongini~<3"
 Dopiero potem pomyślałem, by przyjrzeć się jej zdjęciu kontaktowym. Wpatrywałem się w dłuższym namyśleniu na wyświetlacz w telefonie, idąc do swojej sypialni. Zamknąłem drzwi nogą (co ostatnio trzeba przyznać, robiłem dosyć często) i usiadłem na łóżku, patrząc się nadal w komórkę.
 

- Ładna jesteś- powiedziałem zadowolony do siebie, uśmiechając się w stronę zdjęcia.
 

W całym pokoju zadzwoniła chwilowa cisza. Wyszczerzyłem się radośnie i krzyknąłem na całe pomieszczenie:
- SZKODA, ŻE DZISIAJ ZAPŁACISZ, KURWO!
Nie mogąc się pohamować zaśmiałem się schylony, zwiększając częstotliwość i głośność. Czułem szczęście, gdy myślałem, że problem zniknie z taką łatwością. To było tak mocne, że aż wsparłem się na nadal nieubranych w nic kolanach. Uspokoiłem się w końcu, chichocząc  jednak co jakiś czas. Rozprostowałem się, a moje oczy padły na plakat na drzwiach. Podszedłem do niego chwiejnie, zupełnie, jakbym był pijany. Zgiąłem jedną rękę w łokciu i oparłem się nią o ścianę. Druga dłoń przejechała palcem po twarzy papierowego Choi' ego. Ruchem głowy odgarnąłem długą grzywkę i powiedziałem do siebie pełnym pogardy dla reszty świata głosem:
- Jesteś mój..... - zbliżyłem się do jego twarzy nadrukowanej na format A3, jakbym bał się, że tą specjalną część ktoś usłyszy- I nikogo więcej.....
 Głupia dziwka. Nikt mi go nie odbierze. Znam go dłużej. Kocham go mocniej. Należy do mnie i tylko do mnie. Ona musi zniknąć. Nie może chodzić przecież po tej samej ziemi, co on. Niemożliwe jest, żeby patrzyła się na to samo niebo, co on. Robi mu krzywdę. Jej istnienie mu szkodzi. Nie mogę na to pozwolić....
Czarne, niczym smoła myśli zasnuły mi głowę. Po cichu jakiś głosik piszczał, że to będzie złe. Ale gdy wyobraziłem sobie tą dziewczynę, odbierającą mi Choi'ego i idąca z nim, daleko o de mnie.... wtedy negatywne uczucia wygrały. Ta mała, ulotna istotka w mej duszy została krwawo zmiażdżona przez gniew i nienawiść.
"Nie... nie robię źle.. to przecież miłość"- zacząłem sobie myśleć-" tak... ona go ograniczy... zamknie... a potem zabiję swoim sztucznym uczuciem... nie... muszę zrobić to pierwszy..... muszę... ją  U K A R A Ć"
 Zaraz po tym otrząsłem się, chwytając z podłogi zdarte na kolanach czarne, sztruksowe spodnie. Co jak co, głupio wystąpić w bieliźnie.


*

 Nasze ciężkie, brązowe drzwi od pokoju otworzyły się, skrzypiąc lekko. Na nich, siedząc na kremowym fotelu obok sofy, ujrzałem szczupłą, bladą dłoń. Zaraz potem po pokoju, wśród wyciszonej atmosfery rozległ się głos:
- Halo, Choi?
- Możesz wejść- odpowiedziałem jej najgrzeczniejszym tonem, na jaki zdołałem siebie zmusić.
 Dziewczyna weszła niepewnie, zamykając wejście za sobą. Rozejrzała się szybko w lewo i prawo, ale jej wzrok przy trzecim podejściu padł na mnie.
- Choi'ego nie ma, musiał gdzieś wyjść. Powiedział, że będzie za pół godziny. Yonda, prawda?- rzuciłem jej, patrząc ze sztucznie nałożonym na twarz uśmiechem. Miałem ochotę przywalić jej na tyle mocno, by się nie ocknęła, ale nie mogłem tak zrobić.
- Och.. szkoda.... A ty jesteś?- spytała, podchodząc bliżej z wyciągniętą na powitanie ręką.
- Lider zespołu, G-dragon. Kwon, jeśli wolisz. Wiesz, myślałem tak sobie, że jeśli przyjdziesz wcześniej, to może przeszlibyśmy się po mieście? Lepsze to, niż bezczynne siedzenie- wstałem i podałem jej rękę, z drugą schowaną w bocznej kieszeni spodni.
- W sumie dobry pomysł- uśmiechnęła się, a jej długie, falowane, ciemne włosy tylko upiększyły efekt- Rany, masz mocny uścisk!- zaśmiała się, otwierając znów drzwi i wychodząc na klatkę.
 Szybko włożyłem czarne trampki i narzuciłem skórzaną kurtkę.
- Nie zapinasz się? Jest zimno- powiedziała mi ze zmartwieniem w głosie, patrząc na moją twarz.
- Niee... wierz, mam tak na prawdę prezent dla ciebie i trochę mnie uwiera w kieszeni. Ale to dopiero potem, dobrze?- uśmiechnąłem się tak, jak to na mnie przystało, zamykając drzwi za sobą i przekluczając zamek. Po woli zaczęliśmy razem schodzić po schodach.
- O rety! Dobrze, chętnie go zobaczę- ukazała swoje ładne, białe zęby i radośnie schodziła po stopniach mimo wysokich, białych obcasów dopasowanych do luźnej sukienki w tej samej barwie. Lekko poprawiła skórzany, brązowy płaszcz, po czym wróciła do schodzenia.
"Uwierz mi, że zobaczysz go tylko chwilę"- pomyślałem sobie cicho, idąc zaraz za nią.

  *
Wieczorem w Korei potrafiło być naprawdę cudownie. Pomyśleć, że chodziliśmy po zaciemnionych uliczkach na tyle długo, że zrobiła się dwudziesta pierwsza, jak za dotknięciem różdżki. Latarnie połyskiwały w szybach zamkniętych okien, a my spacerowaliśmy wzdłuż opustoszałej ulicy, między sznurami wysokich bloków mieszkalnych. Dziewczyna chwyciła mnie znienacka za rękaw kurtki i zaczęła ciągnąć do przodu, w kierunku małej, marmurowej fontanny miejskiej. Widziałem przed sobą, jak fałdy jej ubrania podskakują w górę, lecąc zaraz potem na dół.
Gdy dobiegliśmy, Yonda wpatrywała się przez średniej wielkości murek na iskrzącą się tafle, falującą przez chłodny zefirek.
- Pamiętam, jak przychodziłam tu z rodzicami i życzyłam sobie jakieś głupoty... - zachichotała leciutko, zerkając potem na mnie. Widziałem, jak w jej czarnych oczach tańczą białe i żółte refleksy.
- Może masz jakieś drobne monety?
- Powinienem coś mieć- uśmiechnąłem się i zacząłem szperać w małej, tylnej kieszeni spodni. Mocnym szarpnięciem wyciągnąłem kilka miedziaków. Wziąłem w drugą dłoń dwa, resztę schowałem na miejsce, podając dziewczynie jedną monetę.
- Dobrze- podeszła po woli do brzegu fontanny, stukając obcasami po kocich łbach- życzę sobie, abym jeszcze raz tu kiedyś przyszła- szepnęła do siebie i rzuciła lekko monetę. Pieniądz chlupnął donośne, po czym odbijając światło lamp ulicznych położył się na dnie- Teraz ty.
 Podszedłem, śmiejąc się nieco z całej tej dziecinnej sytuacji. Uniosłem głowę do gwiazd i zacząłem się zastanawiać. W końcu udało skomponować mi się idealne życzenie. Chwyciłem mocno Yondę za rękę. Zarumieniła się, ja natomiast zacząłem wypowiadać pragnienie:
- Chcę, abyś ty...
 Nastała między nami chwilowa cisza. Yonda chwyciła wstydliwie brzeg sukienki, wyraźne zaskoczona moim zachowaniem. Widać było po jej twarzy, że nie wie, jak się zachować.
- Chcę, abyś ty- kontynuowałem, robiąc kolejną znaczącą pauzę. Podrzuciłem miedziaka wysoko w górę, a wraz z chluśnięciem dokończyłem zdanie- chcę, abyś ty przestała istnieć.... 

- Co?- spytała, spoglądając się na mnie.
- Ojej.. nie zadziałało...
- Czekaj, co  ty właśnie powiedziałeś?- dopytywała, myśląc, że słuch ją omylił.
- Czekaj! Życzeniu trzeba  p o m a g a ć- zerknąłem na jej twarz, moją natomiast wykrzywiało otępienie połączone z radością- Chcę... chcę mu pomóc....
 Chwyciłem ją szybko za pukiel włosów, po czym włożyłem do zimnej wody. Przed oczami widziałem tylko unoszące się bąbelki wydychanego powietrza, moja ofiara zaczęła machać rękoma w strachu i walce o życie. Zamachem wyciągnąłem ją z wody i rzuciłem na ziemię. Usiadłem na niej okrakiem, przykładając dłoń do ust. Gryzła mnie, ale nie zwracałem uwagi.
- Nie martw się... po prostu zapłacisz mi za to, co zrobiłaś...
- Ja nyc ci ne zroiła- gadała przez zaciśniętą buzię, miotając się wściekle.
Konwulsja gniewu opanowała całe moje ciało, gdy dotarł do mnie sens jej słów. Wolną dłonią odsłoniłem lewą stronę kurtki i wyjąłem z niej nóż kuchenny.
- Nic nie zrobiłaś? NIC NIE ZROBIŁAŚ!?- machnięciem ręki rozciąłem jej policzek. Widziałem, jak po okrągłej twarzy spływa czerwona strużka- Zabrałaś mi wszystko, co kochałem!
Przyłożyłem koniec noża do jej gałki ocznej. Metal lśnił pod promienie lamp, a ja widziałem, jak broń odbija się w jej czarnych, przepełnionych lękiem źrenicach.
- Patrzyłaś się na niego, prawda? Widziałaś go tymi oczyma, prawda?- Wyszczerzyłem się w uśmiechu, jakbym liczył, że jej istnienie okażę się tylko złudnym wspomnieniem. Yonda zamachała mi tylko w zaprzeczeniu.
- ŁŻESZ!- wrzasnąłem, nie mogąc się opamiętać.
 Zimna stal gładko wjechała w oko, tryskającego drobną ilością czerwonego płynu. Zacząłem nim okręcać w lewo i prawo, czułem, że przepełnia mnie radość. Jej cierpienie rozsiało na moim ciele dreszcze i drgawki.
"Jeszcze trochę... jeszcze kawałek... i nie będzie mi zawadzać...."
Rozprostowałem plecy i spojrzałem na jej twarz. Powieka zranionego miejsca zaczęła się lekko przymykać. Widziałem, jak lecą z niej strumyczki krwi. Coś tknęło mnie w sercu i nabrałem nieco na palec. Przypatrzyłem się dokładnie.
- He..hehe....hahaha.... HA, HA, HA, HA!- salwa mojego śmiechu rozniosła się po okolicy. Czułem taką cudowną radość wiedząc, że sprawiam jej ból. Przecież jej życie tylko wadziło. Robię dobrze. Spełniam... dobry uczynek.
Umysł zasłonił się mgłą. Moja ręka zaczęła podnosić się sama, a chłodny nóż wjechał jej w drugie oko. Wiedziałem dobrze, że wrzeszczy, ale moja dłoń uniemożliwiała jej jakąkolwiek komunikację.
- Wiesz, co zrobiłaś!? Przez ciebie płakałem! Przez ciebie Choi się martwił! Przez ciebie był smutny!
Zamiast wyjąć jej metal z oka, przejechałem nim w dół, wzdłuż policzka. Wspaniałość chłodnego metalu w mojej dłoni napawała moje serce niespotykaną przyjemnością. Wiedziałem, że mogę jej się pozbyć, jednocześnie sprawiając, by wycierpiała swoją pokutę. Ruch przyspieszył, a krwiste strumienie z jej oczu chlapały coraz mocniej. Z kolejnymi wbiciami coraz bardziej się jednak w to wciągałem. Zapach jej krwi drapał mnie w nozdrzach, jednak był przyjemniejszy, niż wszystko, co do tej pory czułem. Nie, tylko perfumy T.O.P były wspanialsze. Przecież on cały jest cudowny. Ja robię to teraz dla niego. Inaczej sprawiłby sobie tylko ból.
Ostrze podjechało na usta. Dobrze wiedziałem, że rozmawiała z nim całymi dniami. Uśmiechała się i zadowolona, prawiła komplementy. Musiały zniknąć.
Odsunąłem dłoń, wsadzając jej dwa palce do ust.
- Nie możesz przecież krzyczeć... masz taki denerwujący głos... on ranił uszy mojego T.O.P.... - wyszeptałem jej wyciszonym głosem do ucha, pochylając się nad jej ciałem.
Stalowe ostrze powoli przejechało po dolnej wardze, robiąc na niej krwawą kreskę. Od razu pojawił się malutki, czerwony pasek spływający w dół. Kolejne rany tylko pogłębiały mój stan. Byłem coraz bardziej przekonany o tym, że ktoś taki, jak ona nie zasługuję na życie. A tym bardziej nie jest godna mojego skarbu.
Widziałem, jak Yonda zaczyna słabnąć. Alabastrowa karnacja zaczynała sinieć, a oddech się spłycał. Trząsła się ze strachu i otaczającego zimna, ja natomiast szykowałem się do mocniejszego kroku. Uniosłem dłoń w górę, zatrzymując ją w powietrzu. 


"Wiesz, jest kochaną istotą. Pełną wdzięku i gracji....  a do tego jest niezwykle wyrozumiała. Cudowna kobieta. I jej słodkie imię....  Yonda. Wspaniałe, prawda?"

- JESTEŚ NIKIM, KURWO!- wrzasnąłem, z impetem umiejscawiając nóż w jej klatce piersiowej.

 Mocniej. Jeszcze mocniej. Niech cierpi bardziej, bardziej, BARDZIEJ!

Znacznie większy strumień krwi rozlał się po najbliższym otoczeniu. Moje oczy skierowały się w dolnym kierunku. Zobaczyłem biały nadruk króliczka playboya ubazgrany czerwonym płynem. Chwyciłem koszulkę za dolną część i wyciągnąłem do przodu, druga dłoń zwisała swobodnie z boku razem z nożem, wyciągniętym boleśnie z jej wnętrza.
- Wiesz... T.O.P dał mi tą koszulkę... lubię ją... - podciągnąłem materiał do góry i przyłożyłem do nosa- nadal ma jego zapach....
 Poczułem, jak chłodna ręka chwyta mnie za nadgarstek spuszczonej ręki. Z ust Yondy ledwo słyszalnie wypadały słowa:
- Choi... cię przecież... nie kocha...
 Wyrazy docierały do mnie z opóźnionym tempem. Nadal mocno dzierżyłem ostry przedmiot w dłoni, mając ochotę na kolejne ciosy.
" Nie kocha?" - zabrzmiało mi w głowie. Głupota. Oczywiście, że mnie kocha. Przecież właśnie robię to dla niego. A ta dziewczyna sądziła, że może mi go odebrać. Że może wziąć go ze sobą.
- CHOLERNA SUKA!- krew po raz kolejny chlapała z donośnymi chlustami. Stal noża tak łatwo wbijała się między jej żebra. Z taką prostotą przebijała płuca. Boże, więcej! Niech cierpi, niech kona, niech ZDYCHA!- NIENAWIDZĘ CIĘ! MASZ UMRZEĆ! ON MNIE KOCHA! TYLKO MNIE! JEST MÓÓÓJ!
Niesamowita przyjemność czerpana z każdym kolejnym stykiem zimnego metalu z jej dychającym na granicy ciałem była dla mnie szczytem rozkoszy. Moje myśli zaczął zajmować obraz na którym ani razu nie przejawiała się jej osoba. Dajcie mi więcej! Chcę, żeby jej cierpienie objęło moje ciało! Chcę czuć jej upokorzenie za to, co mi zrobiła!
- TAK! TAAK! UMIERAJ! ZDECHNIJ! ZNIKNIJ Z TEGO ŚWIATA! HAHAHAHAHAHAHAHA!- Cudowny odgłos wbijanego w ciało noża był w moich uszach, jak miód na obolałe przez tą kobietę serce.
 Sprawiła tyle bólu. Przez nią Choi się o mnie martwił. To przez nią prawie go straciłem. WSZYSTKO JEJ WINA!
Dopiero, gdy zmęczyłem się ciągłym dźganiem zauważyłem, że przestała się ruszać. Przeciągnąłem się, czując ból w plecach. Pewnie dlatego, że kopała mnie kolanami. Cholerna dziwka.
- Muszę coś z nią zrobić- powiedziałem do siebie. Zdziwiłem się, że po moich wrzaskach nikt nie wyszedł. Pewnie uznali, że ktoś był pijany.
Zszedłem z martwego ciała, a po całej mojej skórze, w przyspieszonym już tempie spływały czerwone strumienie. Czułem zimne, nierówne linie na rękach i polikach. Trochę dostało się też pod koszulkę. Spojrzałem na dokonane dzieło. Martwa Yonda spoglądała na wprost czerwonymi, przebitymi oczyma, a jej rozcięte usta wykrzywiał smutek. Z nawyku zacząłem gryźć paznokieć przy palcu wskazującym myśląc, jak mógłbym się jej pozbyć. Głowę przepełnioną w większości cudnym obrazem jej martwego ciała odwiedził pomysł. Podszedłem bliżej ciała, zaczynając go rozcinać na części, niczym lalkę.
- Nawet teraz sprawiasz problemy... T.O.P na pewno ucieszy się na wieść, że się ciebie pozbyłem... - mówiłem, przejeżdżając dokładnie wzdłuż ramienia. Mimo jej obecnego stanu nadal sprawiało mi to przyjemność.
Gdy skończyłem, zaniosłem wszystkie części ciała ze sobą. Idąc, zacząłem nucić pod nosem "Zutter".
- Pamiętasz tą piosenkę, Choi? Tak świetnie się bawiliśmy. Byłem wtedy tak blisko ciebie...
 

*

Dotarłem w końcu do miastowego parku. Jedynym oświetleniem był mocno świecący księżyc, przysłonięty nieco przez zaciemnione chmury. Znalazłem drobny krzak, najdalej od miejsc przeznaczonych dla ludzi. Uklęknąłem, rozkopując ziemię pod nim gołymi rękoma. Czułem, jak piach wjeżdża mi pod paznokcie, a ostre gałęzie niskiej rośliny kłują mnie w twarz.
- Widzisz, ile dla ciebie robię, Choi?- zapytałem tak na prawdę samego siebie. Uśmiech kolejny raz zawitał na mojej twarzy- Będziesz ze mnie dumny. Przecież cię kocham, prawda?
Szedłem na tyle szybko, że wykopałem dół na około półtora metra. Wrzuciłem części ciała, z niektórych nadal kapała krew. Przysypałem chłodną ziemię z powrotem, nakryłem trawą i liśćmi. Zdjąłem potem kurtkę i przejechałem nią kilka razy po ziemi. Uznałem, że to choć trochę przyćmi zapach unoszącej się krwi.
"Cholerni ludzie. Takie duże miasto, a większość przyłazi z kundlami akurat tutaj. Tyle szczęścia, że to miejsce w parku jest odwiedzane tak sporadycznie".
Wstałem, przeciągając się znów. Nie sądziłem, że pozbycie się problemu wymaga takiego wysiłku. Ale pochwalenie przez T.O.P jest warte wszystkiego!
Uwalony ziemią po łokcie, ze skapującą zewsząd krwią zacząłem wracać do domu. Uśmiech nie schodził z mojej twarzy, a moje nogi chwiały się lekko przez spory wysiłek.
 

*

"Ach, jak miło być w mieszkaniu"- pomyślałem zmęczony. Wszedłem do korytarza, potem do łazienki, nie zdejmując nawet butów. Odkręciłem wodę w wannie, zatykając otwór czarnym korkiem. Pokierowałem się potem do swojego pokoju po jakąś piżamę. Zatrzymałem się przed łóżkiem i spojrzałem w lewo. W lustrze pojawiła się moja osoba.
Blady chłopak. Czarne włosy i długa grzywka z zielonymi końcówkami. Z niektórych kosmyków kapała krew, podobnie jak z twarzy, okolic mostka i rąk, jednak na nich płyn zatrzymywał się na umorusanych ziemią przedramieniach. Spadające na podłogę krople dzwoniły mi w uszach.
" Zrobiłem to... na prawdę to zrobiłem..."- myślałem. Podszedłem bliżej, przypatrując się swojemu obliczu. Cały wieczór mignął mi przed oczami. Te dźgnięcia, krzyki, krew... to się działo na prawdę.
- O rany... nie możliwe... to się nie dzieję- wmawiałem sobie przed lustrem. Z początkowym przerażeniem położyłem brudne dłonie na policzkach- he..hehe...hehehe....HA, HA, HA, HA, HA, HA! ZABIŁEM JĄ! POZBYŁEM SIĘ JEJ! ONA.... N I E   Ż Y J Ę... - Co ty powiedziałeś?- usłyszałem za plecami. Zwróciłem się w kierunku, w którym padły słowa. Mimo zgaszonego światła dobrze jednak rozpoznałem tą twarz.
- Choi! Uratowałem cię! Pozbyłem się problemu!
- Czego się pozbyłeś? I- chwycił mnie zdziwiony za przeguby i przyjrzał się bliżej- dlaczego jesteś cały we krwi i ziemi?
- Ona tylko wadziła! Chciała mi cię zabrać! Musiałem... MUSIAŁEM!- tłumaczyłem mu, po czym pokazałem zakrwawiony nóż- widzisz? Bolało ją! Cierpiała za to, co ci zrobiła....
 Zaskoczony zobaczyłem, jak T.O.P chwytając się za głowę, pada na ziemię. Zaczął się o de mnie po woli odsuwać.
- Ja pierdolę Kwon, co ty zrobiłeś!?- krzyczał, patrząc się jednak kompletnie w innym kierunku.
 Nachyliłem się i przytuliłem go mocno. Nabrałem mocno w pierś zapach jego ulubionych perfum, który zmieszał się odrobinę z potem, zapewne po tych wszystkich kolejkach.
- Yonda.... - zacząłem.
- Nie.. Nie mów, że ty ją...- spojrzał się w końcu na mnie, ale wzrok mówił mi, że jestem dla niego kimś obcym. Zraniło mnie to.
- Chciała mi cię zabrać! Co miałem zrobić?! Nie miała prawa dotykać kogoś, kogo kocham!- usiadłem na nim i chwyciłem jego twarz, robiąc na niej brązowo- krwiste smugi. Spojrzałem mu prosto w oczy:
- Jesteś mój i nikogo więcej!- powiedziałem. Poczułem, jak jego dłoń napiera na moją klatkę piersiową, ewidentnie chciał mnie od siebie odsunąć.
- Ty chyba żartujesz!- krzyknął, wyciągając mnie na odległość.
- Spokojnie, nie zrobiłbym ci krzywdy. Ale ona zasługiwała! Bardzo zasługiwała! Machała ci, uśmiechała się do ciebie, chciała mi cię zabrać! Należysz tylko do mnie! To ja cię kocham, nikt inny nie ma do ciebie prawa!
Jego zimne dłonie chwyciły mnie za plecy i przyciągnęły mnie do siebie. Nie przypuszczałem, że jego szyja jest taka gładka w dotyku.
- Kochasz mnie?- zapytał, nie patrząc się na mnie.
- Już długo- odparłem, nie mogąc uwierzyć, że w końcu wyszło to na jaw- ale bałem ci to powiedzieć.
- Jesteś.. słodki, GD. Cieszę się.. że wybrałeś mnie. Zaraz pójdziemy sobie spać. Ale.. musisz się umyć. Widzisz? Pobrudziłeś się- wskazał palcem na moje przedramienia oraz twarz.
- Tyle krwi... wywróciłeś się pewnie. Mój mały, niezdarny G-dragon... he, he, he... malutki GD- zaśmiał się lekko i niewyraźne, po czym rozczochrał mi włosy. Ściągnął mnie z siebie, usadawiając moje pośladki na zimnych panelach w mojej sypialni. Widziałem, jak chwiejnie wychodzi z pokoju, po czym słyszałem, że otwiera drzwi obok. Pewnie poszedł do siebie. Wybiegłem ze swojego pokoju i wparowałem do niego. Zaczął się już po woli przebierać. 
- Ale... wybaczysz mi? Kupiłeś mi tą koszulkę, a teraz jest zniszczona...- pociągnąłem materiał w dół, pokazując mu dokładniej biały nadruk zakrwawiony od góry do dołu.
- Nie.. nic się nie stało... wypierzę się.. przecież.. ty tylko się wywaliłeś, prawda?- Spojrzał na mnie, oczekując odpowiedzi.
- Tak, jeśli tylko ci to odpowiada.- Powiem mu każdą możliwość, jaką tylko chce. Jeśli ta wersja go uszczęśliwi, to będę się jej trzymał- a co zrobić z tym?- wyjąłem oblepiony czerwoną, zaschniętą już cieczą nóż.
- Tym się bawiłeś? Nieładnie, GD. Trudno, wyrzucimy go. Idź się wykąp, woda ci leci. Jutro sobie pogadamy- uśmiechnął się zupełnie, jak rano. Cieszyło mnie to.
- A.. jesteś dumny?- zapytałem, wpatrując się w tors, który pokazał mi się przed oczami, gdy tylko T.O.P zdjął górną część ubrania.
- Zawsze jestem z ciebie dumny, GD- chwycił mnie za tył głowy i przybliżając mnie do siebie cmoknął mnie w czoło, wracając potem do rozbierania się.
 Wiedziałem! Ta suka musiała zginąć! Była problemem. Przez nią nie byłby szczęśliwy. A teraz... jest dumny.. jest radosny... dobrze zrobiłem.
 Zaraz po tym wyszedłem z jego pokoju i udałem się od razu do wanny. Po kąpieli patrzyłem zaskoczony, jak woda kolorystyką przypominającą muł spływa do ścieków. Kto by pomyślał, że tyle tego było. Zmęczony udałem się od razu do łóżka. Padając na pościel, skrzyżowałem ręcę i objąłem się dłońmi za ramiona.
- Pocałował mnie! Na prawdę jest dumny! Kocha mnie! KOCHA!- Byłem w czystej ekstazie. Miałem ochotę wrzeszczeć z radości- Zabiję jeszcze tysiąc, jeśli ma go to uszczęśliwić...
N I K T   G O   N I E   D O S T A N I E...
 

*
Ledwo ogarnąłem poranek, gdy wszyscy razem byliśmy w studiu. Szef jak zwykle gadał o tych swoich wywodach na temat nowego singla, ja jednak nie słuchałem kompletnie niczego z tego, co powiedział. Byłem wykończony po poprzedniej nocy. Siedziałem w białym pokoju z obrazami innych zespołów takich, jak SHINee, BTS, czy starsze EXO. Zająłem miejsce przy długim, czarnym stole i patrzyłem oparty na rękach, jak Tae, Dae oraz Ri wykłócają się z panem Changiem. Aż mnie dziwiło, że resztę chłopaków tak nosiło. Po za siedzącym przede mną Choi'em oczywiście.
Cieszyłem się na widok tego, jak się z nim zbliżyliśmy. Wydawał się znacznie radośniejszy w moim gronie, przytulał mnie częściej i całował lekko, gdy byliśmy sami.  Gdy jednak pytali go o Yondę, ten  twierdził, że nie wie, kto to. Chłopacy po dłuższej chwili zrezygnowali stwierdzając zgodnie, że zapewne dała mu kosza i nie ma ochoty o niej gadać.
 Ja natomiast przystałem na taką kolej rzeczy. Nie trzeba było w nic wplątywać całej reszty.
Rano załatwiłem jeszcze szybką sprawę. Pamiętając zabrać jej telefon wymyśliłem dla jej rodziny historyjkę o tym, że kogoś sobie znalazła i zamierza z nim zostać na zawsze, wyjeżdżając za granicę. Zero kontaktu, zero pytań. Ludzie, którzy tylko komplikują życie innych nie są do niczego potrzebni.
Rozwścieczony kierownik podszedł tym razem do mnie. Z ledwością wychwyciłem coś o spóźnieniu, odpowiedzialności i pisanym tekście. Uniosłem rękę w geście wyciszenia mówiąc mu jednocześnie, że mam pomysł na nową piosenkę, ale jest ona tajemnicą.
- Może chociaż tytuł łaskawie zdradzisz?- zapytał, opierając dłonie na biodrach ubranych w kropkowaną, ciemną koszulę. 


Tytuł... ileż to słowo mogło wtedy oznaczać. W moim ciele znów zaczęły rozjeżdżać się kolejne dreszcze, miałem wrażenie, że coraz więcej zimnych kropel skapuję mi po polikach. Gdy tylko widok martwego ciała Yondy, nie potrafiącego wykraść mi mojego kochanego T.O.P ukazał się przed oczami, poczułem taką samą radość, jaka pojawiała się z każdym głębokim dźgnięciem jej ciała. Wróciłem do swojego gestu z gryzieniem paznokcia przy dłoni, po czym radosnym, napełnionym morderczą ekscytacją tonem wypowiedziałem na głos najwspanialszy moment mojego życia:
SHE'S GONE...... 

______________________________________________________________
Mam nadzieję, że się podobało :) Przepraszam za wszelkie błędy i znów proszę o opinię (opiniowy żul ze mnie, nie ma co D: ) ♥ A tak po kilkuset poprawach powiem, że ta edycja w Bloggerze strasznie pyskuję :/

Gdyby ktoś był ciekaw -> G-dragon- She's Gone

Witam wszystkich!


 Może wpierw się więc przedstawię i trochę opowiem o sobie, dobrze? :3 Jestem Natalia i mieszkam sobie w Poznaniu :) Jestem ogromną fanką Mangi i Anime oraz Koreańskiego Popu i Japońskiego Rocka <3 Mówię wszystkim, że jestem połączeniem Otaku, Geeka i Gamera z nutką lenistwa ^_^

 Do bloga namawiała mnie wielokrotnie moja przyjaciółka. Tylko ona jak na razie widziała te większe prace, ale mówiła mi, że na pewno innym też się spodoba. Może tak, może nie, to już wy mi powiecie :D

 Piszę bardzo dużo fanficów o zabarwieniu Boy x Boy (Gejowsko będzie D: ), ale nie tylko. Zaznaczę jednak, że jeśli ktoś tego nie lubi, więc niech po prostu pójdzie na inny blog i żyjmy sobie w pokoju :)

 Rozszerzmy może teraz sobie niektóre tematy, dobrze?
Anime i Manga: Moimi ulubionymi seriami są: Soul Eater, Yu-Gi-Oh!, Death Note, Death Parade, Bakugan oraz wiele innych. Lubię animacje z dużą ilością walk, toteż moim ukochanym gatunkiem jest Shounen :3 z mang najbardziej kocham Rewolucję Według Ludwika, DOGS i Ikigami.

K-Pop: Ostatnio wciągam się w niego coraz bardziej ^^ Moimi ukochanymi grupami są: BTS, B.A.P, EXO, SHINee (od nich zaczęłam to wszystko), Big Bang (o których teraz głównie piszę, ale to wam jeszcze kiedyś wytłumaczę), TVXQ, Block B., a także solowy raper- Mad Clown. Gdybym miała ułożyć swoje top 5 Oppa, to wyglądałoby to tak:

5. L.Joe
4. Yunho
3. Jungkook
2. Bang Yongguk (nie wiem, jakim cudem temu pedofilowi udało się wzbić tak wysoko x'DD)
1. No i tutaj oczywiście mój kochany UB, Kim Jonghyun <33

 A co na koniec? Powiem wam tylko, że jak na ten czas kompletnie nie ogarniam, co i jak xDD Ani o wstawianie, ani o edycję... długa droga przede mną ;-; Jeśli jednak jesteście skorzy do pomocy albo macie jakieś propozycję zmian, to mówicie śmiało! Zapraszam także do komentowania wszelkich moich dziwactw :T